Planeta
i czytam ich testamenty,
pieniądze
zlepione śliną ich psów,
nie kryją w nich Ciebie
przejęty wertuję dalej
tu o śmierci
pisał ktoś,
kto umarł bardzo dawno,
przystańmy przy mogile
kolejna warstwa nieba,
a jedynie trudne słowa
z ust ludzi prostych
zagubionych,
obnażają Boga
dalej już atmosfera
z astralnym hukiem wybiegłem z domu
i od jaskrawej poezji
wieczystych gwiazd
straciłem na moment głos
pustka naokoło mnie rozbłysła
biedniejsza od tej w dole,
pełnia próżni
przeczesała swą brodę
bez słowa
— nie pisz