Jego dylemat
Kiedy inni mówią o niczym
Woli dalekim być niż bliskim
Pasażerem niż motorniczym
Choć milczenie podobno złotem
Jego dziób się nie zamyka
Idzie jak ślepiec za płotem
Delikatnie szczebelków się trzyma
Ktoś mu nogi ciągle podkłada
Jakieś kłody rzuca na drodze
Wkoło krzyczą przestań wreszcie gadać
Lecz on nie chcę nie umie nie może
Taki z niego dupek pyskaty
Taki biegacz w pół maratonie
Który myśli że coś zyska na tym
Kiedy inny jak kamień utonie
Jak ta diwa na końskim grzbiecie
Z Szału Podkowińskiego
Na dupie powinien mocno siedzieć
A on kretyńsko pyta dlaczego.
Takich pytań ma we łbie bez liku
Które kłębią się niczym węże
Chociaż meczu nie zna wyniku
Twierdzi... ja w swoich wierzę
Problem kto swoim w tej grupie
A kto tu robi za szpiega
On to jednak głęboko ma dupie
On o innych opinię nie dba