Kominkowe anioły
W fotelu siedzę, wzrok na kominek
Gdzie z Bogumiłka siedzą anioły
Jeden głupawą stroi minę
Jakby chciał spytać ... coś tak wesoły
Znad okularów zerkam na niego
Bo przecież głosu wcale nie słyszę
I jest w tym chyba coś dziwnego
Bo nic nie mówiąc rozbija ciszę
Już kiedyś miałem takie zdarzenie
Albo podobne zwidy odczucia
Chociaż do końca nie jestem pewien
Bo coś percepcję mi zakłóca
Łeb mi rozsądza me nadciśnienie
Zgaga mnie pali jak ta cholera
Tylko ten anioł ciągle się śmieje
Jakby też o tym i on coś wiedział
Chociaż jest z drewna oraz metalu
To ojcem jego nie jest Geppetto
Urody nie ma także z żurnalu
Czy jest facetem czy też kobietą
Zbędne pytanie tak mi się zdaję
Albo odpowiedź na nie jest zbędna
Niechaj mój anioł aniołem zostanie
Chociaż płci jego jeszcze nie znam
Ten jeden w środku ten kolorowy
Którego postać wszystkich zachwyca
Wciąż doprowadza do bólu głowy
Bo się urodził gdzieś w Sukiennicach
I czuć od niego rynkiem krakowskim
Tym specyficznym piwnicznym spleenem
Bardziej plebejskim niżeli boskim
Tak jak przystało na dziewczynę
Więc to dziewczyna i nie z cokołu
Potwierdzić może to nawet żona
Choć nie Joanną jest od aniołów
Działa jak kawa świeżo parzona
Już czuję teraz pachniesz jaśminem
Ten zapach zawsze z nóg mnie powala
Więc bardzo proszę opuść kominek
I tak w realu stań przy mnie cała
Nie jako żona nie jak kochanka
Lecz coś co z góry do mnie zeszło
Czyli od Niego cicha wysłanka
Która wymażę smutną przeszłość