Nadobna
się jej przyglądała...
******
Wzrok miała zimny
i policzki blade.
Z trudnością powieki
podtrzymywała,
Odziana w siwych rzęs
nieszczelną kanonadę.
Włosy, jak glisty martwe,
okalały szyję.
Piersi ciężko obwisłe
- w domyśle - niczyje.
Fałdy ust - orzech włoski
- marszczone jednakowo.
Głowa pękata od zmartwień,
drżała w takt miarowo.
Biodra sztywne, kościste,
z trudem nogi trzymają.
Kolana, aż zbyt wyraziste,
z łoskotem o siebie trącają.
Brzuch - worek pokutny
- co luzem w niej trzyma wnętrzności.
Na plecach - garb ludzkich spojrzeń
- miażdży struchlałe kości.
Oddech jej płytki i drżący
- struny w gardle rozrywa.
Dusza - balast największy
- od dawna w niej dogorywa.
*****************
Patrzy tak na nią - ów Piękna
i z kpiną pyta - a ty kto...?
Zza pleców tamtej lśni trumna,
a głos charczy szydząc - ja?
LUSTRO...