"Opowieść o dniu po dniu"
Ujmuje w swym przekonaniu perwersję i styl ulotny
Jest idealistą, lecz sam o tym zapomina, bo oni niedowierzają
Tylko fajki, alkohol, zioło i kluby jego części serca rozkradają
Tamta noc odwróciła klepsydrę uczuć jego
Dawniej radosny, dziś pozbawiony ducha pozytywnego
Dowiedziawszy się, że przygarnięty z lasu
Zmienił swe myślenie. Dziś nazwie się istotą ilekroć zmieniającego się czasu
Wiecznie niedoznający wsparcia swego ojca
Raptem doznał pikantny smak przedłużającego się miesiąca
W matce swej widział wschód olśniewającego słońca
Zbliżając się do ojca, blask światła był marzeniem jak początek końca. Rzeczywistość jednak jest tak myląca...
Córka aniołów, lecz całkiem zwykła
Odnajdując swą bratnią duszę czarna teraźniejszość na moment zamilkła
Tacy identyczni, a jednak asymetrycznie inni i czujący się winni
On mówi, że jak gwiazdy na niebie liczni, lecz ona milczy
Mija chwil ich przyjaźni ponadprzeciętnie sporo
Mogli bez zarzutów określić swe momenty z przeszłości czarną zmorą
Łączą ich przeżycia nade wszystko mroczne i blade
Uwypuklają się więc ich emocje w sercu pozostałe i te na ludziach rozładowane
Niespodziewanie coś tknęło go w sercu
Jakby w jego serce trafiło strzelców pięciu
Zapragnął jej o tym powiedzieć jak tylko wróci z klubu
Stan relaksu w jego głowie od zamroczenia nieustający jakby się z nim związał za pomocą ślubu
Wróciwszy dojrzał jedynie płaczącą krwią notkę
Zadbale sformułowała w niej, że miała siebie za idiotkę
Ledwo docierały do niego te treści wyblakłe
Na końcu zdania jego imienia litery były rozdarte