tam gdzie spadają kasztany
poszedłem na spacer nocą
tam gdzie spadają kasztany
ujrzałem postać uroczą
klęczała pod upadłym drzewem
ubrana w czerwoną sukienkę
kręcone, rudawe włosy
opadały na ramiona i plecy
delikatnie podnosiła skarb
ukryty w mchu pod korzeniem
biednego, kolczastego jeża
którego trzymała z czułością
jej uśmiech jaśniejszy niż gwiazdy
rozjaśniał mroczny zakątek
podszedłem bliżej nieśmiało
zrobiła dla mnie wyjątek
oczami pełnymi blasku
wstając powoli z ziemi
przycisnęła zwierzę do piersi
serce zabiło mi mocniej
poczułem ciepło na sercu
czy to był czar, jednej nocy?
czy urok tej nieznajomej?
stałem wpatrzony w miejscu
zapominając o czasie
tam, gdzie spadają kasztany
przy pełni blasku Księżyca
