życie i śmierć
skrzypienie materaca
leżącego od zawsze
na szpitalnym łóżku
Słońce leniwie
wstawało ze snu
jakby nie miało siły
podnieść się z kolan
czyżby zapomnieć chciało
o nocy i wszystkich słowach
które odeszły w ciemności
a nie miały czasu umrzeć?
uparcie też wschodziło
próbując przywrócić kolory
zmytym przez noc ścianom
wzbudzając nadzieję na jutro
i tak codziennie
witało nowy poranek
gdzieś między jawą a snem
czekając na życia koniec
albo na śmierci początek
nadal leżę i patrzę w sufit
na plamę wilgoci
co kształt zmienia powoli
w samotnej niemocy
czekam na ciszę
która zabierze ze sobą
ten oddech zmęczony
i pustkę spod mojej
po'wieki
