ranny obchód
październik pozrywał liście
w kolorach złocistego brązu
zatopił zmartwienia i żale
rozpacz z niemocą
chwyciły się za ręce
przysiedli na ławeczce
dobrze im tam będzie
korytarzem wyobraźni
chodzimy pod prąd
na prawo i lewo
rozrzucamy smutki
o zgrozo!
uczymy się żyć
na nowo
poranny obchód nie mija
łyk gorzkiej kawy umila
a porcja tabletek w kolejce
cierpliwie wystanej
dobija
drogą przechadza się sen
ludzkich zaburzeń
ukryty cień
w głowie na nowo
kłębi się słowo
przez cały dzień
na pustej sali sam leżę
kolegę przed chwilą wywieźli
i tylko echo mi odpowiada
gdy mam ochotę pogadać
