Kijów , miłość i zdrada- część pierwsza
Oczy przecierał długo, spoglądał na Pana.
Na ścianie krzyż a obok obraz Matki Boskiej,
Wisiały blisko siebie -znak to strony polskie.
Nie, to tylko rodzina, Ojczyzna daleko,
Tęsknił za domem, bratem, za modrą tam rzeką.
Przyklęknął i wyjął mały, różaniec drewniany
Z koralików i krzyżem, świecony od Mamy.
Odmówił pięć zdrowasiek, przerwał to na krótko,
Żal, wspominał czasy, sielskie życie z nutką
I przypomniał sobie mszę, Kościół rozśpiewany
I organistę jego śpiew, miechy i dmuchawy.
Patrzył na pannę Jasię, jej kibić powabną
Usta anielskie piękne, twarz urodziwą, ładną
Włosy spięte wysoko, niczym kwiat w pęku kiści
Wiosno pachnąca moja, niech miłość się ziści.
Obym ja mógł Tobie podarować róże
Gdybym tylko zerwał je, pachnące jak najdłużej.
Różo w barwach przeróżnych, dla Ciebie bukietem
Przynieś mi szczęście teraz, rozpal może grzechem
Niech panna Jasia spojrzy, oczy zwróci na mnie
Nie patrzy na ołtarz może, czy ja śnię ładnie?
Proszę zerknij Jasieńko, Maurycy tak pragnie,
I zerknęła nagle – Miłość to, niech zgadnę?
Oczy jakże niebieskie, błękit nieba istny,
Błyszczały pięknem wokół, kontakt oczywisty.
Maurycy uśmiechnął się, rad że panna Jasia
Patrzy ciekawie długo i wcale się nie rozprasza.
Pomyślał Dobrowolski- gdzie ja róże znajdę,
Msza trwa w Kościele hmm- czekać mi wypadnie.
Dziwne, twarz nagle inna, brodata, stoi i krzyczy
< Maurycy śpisz sobie ? Jeńca wleką na smyczy!>.
Dobrowolski ocknął się, < A kogo Wy macie ?
<Drzemał pan sobie miło, spokój tu w chacie,
Śniło się pewnie, śniło, wiele się wydarzyło
Rzekł Stasiu Morawski,-< Tutejsi mówią sto
Inni w dyskurs wchodzą, chyba dwieście będzie
Co zrobić ilu jest, gdzie tych jeńców słać, gdzie?>
Cuchną zgnilizną bardzo, boso lub są w łapciach
Czapy jakieś zimowe, upiory, że aż strach.
Dużo przybywa dużo, chorzy i zdrowi razem
Izoluj, bracie ,karm ich, czerwoną zarazę.