*Na półce niepamięci
nawet wena sobie poszła, zostały problemy ze zdrowiem.
Najświętsza cisza... Bóg się narodził.
Wczoraj była wigilia.
Choinka rani... a Julka
niczym mgła, zawisła melancholią
Smutkiem jest, jak krzyk zduszony.
Zza firanki głodnymi oczami patrzy,
na przechodzących.
Podzielić się z kimś opłatkiem serca
czy to tak wiele?
Marzenie z kategorii tych niespełnionych.
Na rzęsach zakwitła smutkiem łza,
wargi zagryza, by nie krzyczeć.
I tak nie przekrzyczy pustki.
Niknie uciekający dzień,
(poganiany retorycznymi pytaniami)
Pusty talerz... a za oknem pusta ulica
i ten wieczór co pozamykał gwiazdy.
Pada deszcz... bębni pastorałką.