*** (W raju nie robiliśmy niczego szczególnego...)
Już o świcie byliśmy na szlaku.
Powietrze było rześkie, a kawałek bułki
popitej oranżadą smakował jak droga,
która wiodła na szczyt. Rozmawialiśmy
o dziewczynach i o sprawach ostatecznych.
Wieczorem w chacie rozpalaliśmy
w kominku. Nie było to łatwe, gdyż
zgromadzone drewno było mokre.
Z jedzeniem nie radziliśmy sobie.
Jedliśmy mielonki z konserw zagryzając
cebulą. Piwo w tamtych czasach
miało surowy smak, ale tak samo
poprawiało nastrój. Pewnego wieczoru
gazda przyniósł nam swoje oscypki.
To dopiero był szał. Na brązowych balach
tańczyły cienie od ognia z kominka,
który w końcu jakoś udawało się rozpalić.
Wiedzieliśmy, że następnego dnia
nie będziemy robić nic innego.