Gość
usłyszałam pukanie do drzwi.
Powitałam nieproszonego gościa
o kasztanowych włosach
i łagodnym uśmiechu.
Z nudów pozwoliłam mu zostać.
Po krótkiej rozmowie wyszedł,
już się nie odzywał,
nie pukał do drzwi nigdy więcej.
Wypełnił tylko kawałek pustki,
zabrał ze sobą kukułke zegara.
Ot przypadkowy przechodzień.
Drugiego gościa już kiedyś widziałam
na mojej klatce schodowej.
Mnie akurat wtedy nie było.
Zapukał,
a ja otworzyłam.
Serce zatańczyło mazurka.
Wszedł na parę chwil,
ukradł sześć kukułek
i parę myśli.
Zapisał się w księdze gości.
Po wytęsknionym spotkaniu wyszedł,
lecz nie zamknął za sobą drzwi,
by móc wejść bez pukania
i przyłapać mnie nagą, bezbronną.
Wychodził po krótkiej wizycie.
Zamykał drzwi, a potem znów pukał.
Próbował wtargnąć do mieszkania,
a ja nie mogłam nie otworzyć.
Zepsuty już zamek nie wytrzymywał oporu,
zawiasy skrzypiały coraz mocniej.
W końcu go wyprosiłam,
grzecznie posłuchał,
a ja zreperowałam zamek
i naoliwiłam zawiasy.