Spojrzenie jak arboretum mojej głębi...
To wsi spokojna i łany złota. Majowe mlecze i wrześniowe wrzosy. Niebosiężne topole i odurzające czeremchy.
Śpew kosa i dzwon z wieży kościelnej. Żebrzący pod drzwiami świątyni. To pies merdający ogonem. Ule w pasiekach kuszące nas miodem jak dziewczęce warkocze w kapeluszach
To okno wychodzące na podwórze i pelargonie kwitnące, sąsiad i przechodzień z ulicy. Pajda z masłem, pachnąca koniczyną z łąki. To strach na wróble i świątek w przydrożnej kapliczce. To bocian na stodole i dziecko w kołysce, lody malinowe i baba drożdżowa. Jabłka z sadu i niedzielny rosół z lanymi kluskami u Anny.
To nadzieja mgłą rozwieszona nad polami i deszcz mieniący się cierpieniem. Menel na ławce w parku i bieda ukrywająca piękno za tęsknotą.
Bursztyn znaleziony na plaży, kamień i krowi placek na drodze. To tęcza na niebie i szron na szybie.
Marzenia nasze i miłość, gwiazdy jak cukier, rozsypane po niebie. To wędrowiec i znikające pociągi i tamta dziewczyna i wieczny chłopiec. To muzyka duszy.
Moje wnuki, moja rodzina, niedokończona książka i myśli spisane. To ręcznik i szalik, samotność i skołatane serce.
Ogień w kominku i ciepła herbata, ziemniaczanka na blasze i głód na stole. To przyjaciele?
Chleb w śmietniku i głodne dzieci. To sprawiedliwość tego świata.
Nasza codzienność, praca, choroba, ból i radość. To kanapa i sandały, gwar uliczny i milczenie.
To moje miejsce. To mój dom. To moje życie...