Paryż, Zuzanna i ktoś jeszcze
Zaś w Paryżu Zuzanna chodzi bez majtek.
Przez miasto migrantów przetacza się fala,
Lecz dziś nieparzyste, stąd milczy Centrala.
Więc poszła na spacer - gustowne czółenka
Wzrok męski przyciągną, króciutka sukienka.
Wciąż brudna Sekwana, wataha się wdziera,
Lecz Klossa nie znajdzie i grypsu Brunnera.
Gdzieś kot się przeciąga, ona krok wzmaga.
Wiadomo, gdzie pójdzie: na plac - na Pigalak.
Wśród świata tłumów, szpalerów straganów,
Przymierzy sukienki, skosztuje kasztanów ?
Ach tam, gdzie pasażem przechodnie kroczą,
Przez wykop uliczny przeskoczy uroczo,
Co cieszy Murzyna, gdy kując młotem,
Łypnie, z dna dołu, lubieżnym wzrokiem.
Nie jemu wszak czerpać rozkoszy z jej łona,
Z wysp greckich, gajów, gdzie żyła Safona.
Stąd żądze niestety już ścielą się martwe –
Zuzanna nie zwleka, po świeżą mknie partię.
Choć suknia na piersiach frywolnie dość leży,
Choć ruch ud sprężystych Centrala namierzy,
Choć ciepło, ulice w kolorach się mienią,
To mnie również nie da - gdyż lubi jesienią.