Erotyk IV
I umilkł na dobre śpiew kosa, gdym
Ujrzał nad ranem na leśnej polanie,
Jak stałaś do kolan we wrzosach.
Szumiał w koronach szumnie, wysoko,
A z koron wiatr szumiał we włosach.
Leśny dym błądził, włóczył się w kręgi,
Lecz ty stałaś naga we wrzosach.
W błękitnym dywanie kryłaś się zwinnie,
Przed leśnym faunem zazdrosnym.
Nie polne kwiaty zdobiły ci głowę,
Lecz wrzosy i spadłe igły sosny.
Poddały się wrzosy w ciekawej zadumie,
W miłosny ryt, w rozkosz zdobiony,
Gdym objął cię całą bezbronną, wilgotną,
Jak liść pierwszą rosą skropiony.
Trwaliśmy nadzy, zwarci i szczelni,
Run kwietny pod tobą się ścielił,
A bóstw zazdrosnych grzechot tak
Tętnił, gdy nektar piliśmy pszczeli.
Już mieliśmy szeptać słowa nieznane,
W spełnieniu leżąc uśpieni, podałaś
Mi usta nabrzmiałe, bezwstydne,
W beztrwaniu z wrzosami stopieni.
Skrzyp drzewa roztopił ciał uroczysko,
Z pnia sosny dotarło szemranie, wtem
Porwał cię z ramion satyr-kochanek
Nad ranem, na leśnej polanie.
Drętwiałem w niezwykłe echo wsłuchany
W rytm fletni poszeptów, pogłosów, gdy
Ciągle ten zapach podniecał i nęcił,
Do dziś nie wiem, ciała czy wrzosów.