Tego dnia
Trawy wstały od lasu i gęstniały bory.
Zwierzyna już skoro świt zbudzona jękami
Snuła się dziwnie wolno całymi stadami
Sarny i łosie stawały lękliwie zdziwione
Muskały się dziobiąc na młode tak wpatrzone.
Dalej już przy krańcowym lasu rozwidleniu
Koniczyna łąkowa wiła się w cieniu
I zwężonym kończykiem korony szydlastym
Listowiem dygała jak grzebieniem widlastym
To w prawo, to w lewo ukłonem wiatru padnie
Zakręcona szyderczo rozmachem zawładnie.
W trawie jaskier żółty i pospolita smółka
Bogactwo ziela wokół i w szałwii ściółka
Chaber wybił się końcem purpury frędzlowatym
Przyczepkami strzępił się dumy jak paw latem,
Wyrosły trawy soczyste i byliny w nadmiarze
Spojrzysz z ziemi jak to pyli -jak w garze.