Ciuchcia
Ciuchcia rusza rytmem- ciuch, ciuch.
Maszyna uderza głosem -buch, buch.
Para unosi się i mi dmucha,
Głośny hałas nie dla mego ucha.
Zakrywam oczy od gwaru, niechcenia,
Może to są skojarzenia?
Słyszę znów ciągły podmuch -puch, puch
Podnosi się powietrze, ale ruch, ruch.
Stacja, patrzę, jest zagadkowa,
Zabudowa jej dziwna, dworcowa.
Duży ruch, w powietrzu zaduch,
Krzyczy głośno jakiś łapiduch.
Wsiadać, drzwi mocno mi zamykać,
Gwizdek, gwizd, musowo je przymykać.
Wchodzą podróżni- oj ścisk, ścisk,
Gapią się przeróżni- błysk, błysk.
A przy pasach rewolwery,
Muskają jak moskitiery.
Szeryf z obstawą wsiada
I tak do innych coś gada.
Ruszamy wreszcie w drogę,
Mam wodę z sobą na ochłodę,
Maszyna uderza głosem- buch, buch,
Roznosi się coś -zapach, zaduch.
Przed nami skalne krajobrazy,
Preria, mroczne głuchołazy.
Ruszamy dalej, dalej-stuk stuk,
Coś skrzypi mi głośno?- puk, puk.
Wpada do przedziału banda,
Skąd się nagle wzięła?- buch buch,
Strzelają na postrach, ale ruch,
Tu ścisk, tam strzał, tu dmuch, uff uff.
Kobiety w płacz -och, ach, ach,
Blady na nas padł ten -strach, strach.
Szeryfa szukają -nas okradają,
Na pomoc, na pomoc -wołają.
Obstawa szeryfa, nie unika,
Walkę podejmuje, nie znika.
Strzelają i strzelają- pach, pach,
Znowu im odpowiadają- bach, bach.
Co za droga, lepiej mi uciekać,
Ale szkoda, pot zaczyna ociekać.
Wreszcie kowbojów pokonali
I bandę całą zakneblowali.
Na koniec whisky znów popiłem.
Gorzałką dobrą się schłodziłem,
I znowu tętni mi ten- ton, ton.
Taki tu jest styl bycia- bon ton.