Mucha i armata
z łóżka wstał i się ubierał,
uczuł głód, gdyż w dziennym planie
właśnie spożyć miał śniadanie.
Do sypialni nagle wpada
żona, ciut na twarzy blada.
Głosem pełnym słów goryczy.
-Tam jest mucha, w spazmach krzyczy!
Lata, bzyczy jak zajadła,
przed chwileczką na tort siadła.
O sufit też zahaczyła
i tam kleksa zostawiła.
Odprawiała dzikie tańce
w talerzu i filiżance.
Na chleb wlazła jak na grzędę.
Nie, ja jeść tego nie będę!
Upoluj ją szybko, proszę.
Wiesz że much ja wręcz nie znoszę.
Wyobraźnia wszak jest mała
na czym ona dziś siedziała.
Cała służba już się głowi.
Może był to placek krowi.
Pewnie zaraz oszaleję,
lub upadnę i zemdleję.
Generał dłoń w dłoń zaciera.
-Wołajcie tu bombardiera!
Kilku bierze niech z czeladzi
i armatę przyprowadzi!
Przybył wojak w pełnej gali,
wycelował i odpalił.
Dziurawa trzeszczy powała.
Mucha lata jak latała.
Napatoczył się, nikt inny
poeta, co zwą go "Gminny".
Z miną mądrą niesłychanie
sprawy znalazł rozwiązanie.
Gazetę wziął i bez złości,
gdyż w niej były wiadomości
zwinął w rulon, gra muzyka,
strzelił w łeb i nikt nie bzyka.
Morał w wierszu tkwi jak skała.
Mucha, to nie cel dla działa.
Przysłowie wszak głosi stare.
Stosuj siłę, lecz z umiarem.
Na gazetę nie ma chwata.
Celniejsza jest niż armata.
Załatwisz nią bez ryzyka
muchę, oraz polityka.