Liść
To w dół, to znów w górę,
czarując wichurę,
co dzień spadam.
Niech wiatr w dal unosi
me serce wciąż prosi,
gdy tak spadam.
W nicość od niechcenia
pcha siła ciążenia.
Ciągle spadam.
Kiedyś pewnie zgniję,
lecz wciąż jeszcze żyję.
Chociaż spadam?
W ramionach zawiei
trwa bal bez nadziei,
odkąd spadam.
Pode mną kałuża,
szczęście że nieduża,
bo w nią spadam.
Przez okno popatrzę,
jak w wielkim teatrze,
pięknie spadam.
Wiatr w trąbkę mnie zwija,
tu ręce tam szyja,
kiedy spadam.
Do wieży kościoła,
do szyby, lub czoła przyklejam się,
a wciąż spadam.
Samotna to chwila,
choć tango motyla
tańcząc spadam.
Niczym z "Orlej Perci"
trwa mój lot ku śmierci.
No bo spadam.
Finalnie spruchnieję
choć wiatr dalej wieje,
o bruk trzasnę.
Lub w zdarzeń wyniku
jak mumia, w zielniku
tęskniąc zaschnę.