Nutki
wprost pod nogi wędrowca który zmierzał do celu.
Kilka innych odbitych od marmurowej ściany
przytulił stary kloszard tanim winem pijany.
Potem ruszył by grać gdzieś swego życia parodię,
wygwizdując pod nosem przygarniętą melodię.
Koło skrzypka ukradkiem przemknął chłopiec nieśmiały,
łapiąc nutki co hurtem wciąż w kałużę wpadały.
Pewnie wstyd go ogarnął, że miał pustkę w portfelu,
a chciał wrzucić do puszki grosz za występ w tunelu.
Na ulicy śnieg prószył, pewnie będzie zawieja,
a tu koncert dla dziwki i nocnego złodzieja.
Dla podróżnych, a także dla tutejszych co w tłoku
przez tunel podążali, idąc do swego bloku.
W uszach białe słuchawki, wzrok wpatrzony w smartfony,
smyk zaś nutki rozsiewał ze strun gestem szalonym.
Ktoś zatrzymał się chwilkę, inny wrzucił dwa złote,
a nuty wciąż spadały i mieszały się z błotem.
Nagle zjawił się żandarm z mroźnym sercem i głuchy.
Przegnał skrzypka, a wraz z nim trzy sprzedajne dziewuchy.
Przykrył szum piękne dźwięki, bemole i krzyżyki,
topiąc wprawnie w kałuży resztki zwiewnej muzyki.
Teraz tylko bezdomny brudny i obolały
pod nosem nuci nutki, co mu w sercu zostały.