Kim jestem?
Kim jestem? Pytać czasem mam chęci,
gdy nocą zerkam w niebo gwiaździste.
Czy tylko zlepkiem zwiędłych niechęci,
które spadają na dno muliste.
A może głównie żądzą przetrwania,
choćby do jutra, choćby przez chwilę,
która doniosłe myśli przesłania
szklanką, do której wlano tequilę.
Czy więcej we mnie prawdy, czy kłamstwa?
Skały, a może miałkiego żwiru?
Wierności zasad, chęci zaprzaństwa,
słońca południa, śniegu sybiru?
Czy bym przetrzymał katowskie męki,
które by chciały zgneść moją wolę.
Worek srebrników, lata udręki,
pytam i palcem w piasku gryzmolę.
Na razie jednak los jest łaskawy.
Na jego względy nie mogę gderać.
Szczędzi korony, blasków buławy,
lecz też nie zmusza by zło wybierać.
Wymyśla co dzień tańce łamańce
i choć gram w życiu głównie ogony,
to trwam uparcie w słodkiej sielance
bojąc się Boga i czasem żony.