Ostatni dzień wakacji
Rwetes obudził mnie o dziesiątej, zwykła atrakcja rodem z wybrzeża
i myśl, że pewnie Nobla dostanie, ten co pojemność zwiększy pęcherza.
A gdy już dałem oddech naturze włączyłem radio na znanej stacji
i usłyszałem wieść jak z horroru. „Jutro ostatni jest dzień wakacji”.
Jak to ostatni? Przecież niedawno ciężką walizę w znoju targałem.
Pamiętam dobrze ten tłok w pociągu. Cztery godziny przy oknie stałem.
Jak to wyjeżdżać!? To zwykły skandal! Czyja to wina!? Czyj wniosek sprawczy!?
Wszak wiem dokładnie, chyba przedwczoraj dopiero wieczór był zapoznawczy.
Nie zapomniałam jaszcze tych spojrzeń, które skromniutko zza rzęs woalu
mówiły. „Tutaj chodź. Na co czekasz? Szybko mnie poproś podły brutalu!”
I fajne potem były wycieczki. Całkiem na luzie, zero gajera.
Na jednej sprytne gacie kupiłem, na drugiej Kazik dał mi stoperan.
Na trzeciej pękły chyba trzy flaszki, jak wracaliśmy późnym wieczorem.
Na czwartej, o to jak zwie się szabla przewodnik kłócił się z profesorem.
I obaj mądre robili miny i zapewniali, że mają rację.
Finalnie wspólnie strzelili focha i przyszło zeżreć mi trzy kolacje.
Ogniska były dwa wystrzałowe, w gardle od śpiewu jeszcze mnie drapie.
Grzesiek coś Baśce szepnął i w holu, noc przyszło spędzić mi na kanapie.
Wszystko by było prawie jak w bajce, nawet pogoda i błękit fali,
jedynie tylko głupio śniadanie zawsze tak wcześnie nam serwowali.
A dzisiaj szybko w puste walizy muszę spakować znoszone szmaty,
potem wieczorek jest pożegnalny i jutro trzeba wracać do chaty.
I znowu praca, i znów gonitwa, i co dzień z rana problemy świeże.
Jakoś, że będą za rok wakacje, temu co w radio śpiewa nie wierzę.
Strzeliłem piwko i już na luzie tak pomyślałem. „Chłopie, nie szalej.
Są pozytywy tej sytuacji. Na przekór wszystkim lato trwa dalej.”
Z dumą na pusty spojrzałem portfel i uśmiechnąłem sie przy tym mile,
wszak przyjeżdżając tu zakupiłem, w kasie od razu powrotny bilet .