Przebaczenie
Każde wspomnienie,
myśl, pytanie, zarzut, wątpliwość...
Wypalało znamię w mojej duszy,
wylewało potokiem łez
nie do zatrzymania.
Kiedy tylko zaczynałam
wracać pamięcią do zdarzeń,
które spowodowałeś
a na które ja nie miałam wpływu,
pojawiała się ona.
Najpierw w postaci małego,
ledwie wyczuwalnego impulsu,
szeptu, pojedynczego słowa,
niewielkiego fragmentu obrazu.
Minuta po minucie,
godzina po godzinie,
dzień po dniu obrastała
w moje wyobrażenia, osądy,
stawała się coraz bardziej kolczasta,
coraz mniej ufna
i coraz bardziej zawistna.
Złość gasiła ostatni promyk nadziei,
budowała mur pomiędzy nami,
zalewała cały dom czernią
i wszechogarniającym smutkiem.
Chwilę później kuliła się w kącie
i wpatrzona w okno
przymierzała się do skoku w nicość.
W końcu, z łoskotem wyrzutów,
ciężkich jak kajdany katorżnika,
przetoczyła się przez myśli, serce i ręce.
Na koniec dzikim skowytem,
krzykiem z głębi trzewi,
wydostała się przez moje usta,
w postaci słów tak ciemnych,
jak najczarniejsza noc,
jak lęk wszystkich istnień
złączonych w jedno.
Rzucałam nimi w Twoim kierunku
bez opamiętania.
Było mi wszystko jedno.
Chciałam sprawić Ci ból
a bolało mnie.
Szarpałam Twoje ciało wyrzutami
a to na moim ciele zostawały ślady.
Tysiąc razy pytałam „jak mogłeś?!”
Tysiąc razy unikałeś odpowiedzi.
Za każdym razem pękało mi serce.
Zastanawiałam się wtedy
czy to kiedyś minie,
czy przestanę winić siebie i Ciebie
za to co się stało,
rozpamiętywać bez końca,
czy odnajdziemy spokój…
I wtedy nadszedł ten dzień.
Właściwie nic nie zapowiadało
jakiejkolwiek zmiany.
Otworzyłam na oścież okno,
odetchnęłam głęboko,
spojrzałam w niebo –
całe było zasnute chmurami,
słońca nie było widać.
W pewnym momencie,
pojawił się wiatr.
Najpierw lekko zawirowały
liście pod drzewem,
potem poruszyły się gałęzie
i załopotały białe żagle obrusów na sznurze.
Idzie burza – pomyślałam
i już miałam zamknąć okno
gdy nagle na parapecie
pojawił się ledwie widoczny promień słońca.
Mogłabym przysiąc,
że podskoczył radośnie,
zupełnie jakby zapraszał mnie do zabawy.
Złudzenie…piękne, ale złudzenie.
Stałam w bezruchu,
może czułam, że wydarzy się coś niezwykłego
a może nie było żadnego istotnego powodu…
Promień słońca pojawił się znowu.
Wpadł do szklanki z herbatą,
zalśnił na jej tafli
i mrugnął do mnie trochę kpiąco.
Żartowniś – szepnęłam
i uśmiechnęłam się do siebie.
Spojrzałam do niej ponownie,
ale nie dostrzegłam nic niezwykłego.
Odstawiłam szklankę na stół,
Zamknęłam okno
i wtedy go zobaczyłam znowu.
Siedział przy stole,
pił herbatę z mojej szklanki
i właśnie sięgał po herbatnik.
Nie wiesz kim jestem? – spytał.
Nie wiem – odpowiedziałam.
Teraz, im dłużej o tym myślę,
zastanawiam się dlaczego
wtedy nie czułam strachu,
czemu nie dziwiło mnie wcale,
skąd się w ogóle wziął.
Po prostu przyjęłam za pewnik,
że ma prawo tu być,
że jest u siebie.
Jestem Przebaczeniem – powiedział
i uśmiechnął się do mnie łagodnie.
Popatrzyłam mu w oczy
i zobaczyłam w nich siebie i ciebie.
Zobaczyłam nas, wszystkie dobre chwile,
bliskość, czułość i miłość,
które przepełniały nasze życie.
Pozwolił mi zanurzyć się znów w tym,
co było dobre i czyste.
Chciałam, aby ten moment trwał bez końca.
On jednak otrzepał resztki herbatnika
ze swoich kolan, podniósł się z krzesła,
otworzył szeroko ramiona
i wyszeptał „chodź do mnie”.
Wpadłam mu w ramiona
i przytuliłam mocno, teraz już wiedziałam
jak bardzo za nim tęskniłam,
od jak dawna pragnęłam
takiego właśnie spotkania z nim.
Bałam się ruszyć.
Trwaliśmy tak przez chwilę.
Wtulałam się w jego płaszcz.
Pachniał deszczem, a właściwie morską bryzą…
Podniosłam głowę,
popatrzyłam mu w oczy,
było w nich tyle ciepła…
Nie odchodź – poprosiłam
i przyciągnęłam go do siebie.
Sama widzisz jak ważne jest przebaczenie –
powiedział jak nauczyciel.
Nawet jeśli nie możesz zapomnieć – przebacz.
Będzie bolało, ale mniej,
będziesz pamiętać,
ale nie stracisz tego, co najważniejsze
Pamiętaj o mnie proszę –
wyszeptał ledwie słyszalnym głosem.
Będę światłem w Twoim domu…
Będę pamiętać! Obiecuję.