Księżyc puścił oko...
a pozostałe, gęsto usiane na firmamencie,
wprawione w trans, skrzętnie przesiewały
ludzkie fiaska, senne marzenia i nadzieje.
Przejmując po zmroku batutę, przedświt
wziął w objęcia szumiące drzew konary,
w swoich poczynaniach coraz to śmielej
resztki ciemności nocy duszkiem spijał.
Żywszym blaskiem przeniknął przez szybę,
dłoń w półśnie błądziła po poduszce obok.
– Jesteś prawdziwy, czy przewidzeniem?
Po odsłoniętych plecach dreszcz przebiegł.