W matni
przylgnęła całym ciężarem do mojego ciała.
Bezsenne kroki tułaczych godzin,
zataczają się od ściany do ściany myśli.
Noc odarta ze wszystkich dźwięków,
pełna złudzeń i sennych omamów,
czeka na księżyc w nowiu.
Zawisł w pół drogi między niebem i ziemią.
Ołowiane powieki świtu
konają z bólu, bezlitośnie wyrwane z letargu.
Konwulsyjnie rozedrgane wspomnienia
pozbawiają życie radości,
kładąc się cieniem na każdym oddechu.
Krwioobieg miasta wypluł
poza nawias kolejnego Anioła.