Żadnych ciastek /19/
***
wszystko się zmienia tak szybko
wiraże codziennej wędrówki
nie wiem czasami kim jestem
skąd idę - dokąd zmierzam…
wiem jedno na pewno
że jest wyjście
że gdy Bóg drzwi zamyka
okna na oścież otwiera…
tylko pięć minut potrzeba
jeszcze wytrzymać ze sobą
bo nie wiesz czy ktoś nie zadzwoni
nie wiesz czy duch nie
zaśpiewa…
***
Czasami wpadam w melancholię. Znasz to uczucie. Jak mgła, co oczy spowija, smętnica jak opary na wrzosowiskach, szara godzina, w której deszcze jesienne i nagie, listopadowe gałęzie uderzają w szyby, nic się nie chce, nic nie przychodzi do głowy. Uleciały gdzieś pomysły. Gorączkowo próbujemy je odnaleźć. Na próżno. A chwilę później podnosimy się z podłogi i idziemy z nową energią. I tak w kółko. I może na tym polegać musi droga szczególnie wrażliwych. Pieniądze są ważne. Trzeba z czegoś żyć. Ale nie za wszelką cenę. Nie mam pieniędzy. Korzystam z chwilówek. Ludzie się dziwią, że człowiek z doktoratem rozwozi jedzenie. Że muszę spłacać długi. Najgorsza jest rodzina. Moja i żony. Pomogą owszem. Ale nie z dobroci serca. Żeby mieć władzę. Stosować ekonomiczną przemoc. Kontrolować. Trzymać w niewoli. Życie we dwoje za cztery tysiące to jest przemoc. Żeby uspokoić sumienie. I potem wymawiać do końca życia, że palę papierosy. Pewnie, jak się nie ma do czego przyczepić, to się szuka słabych punktów ofiary. Bo i moja i żony rodzina to toksyczni, trujący ludzie. Z nimi odczuwam niepokój, depresję, lęki. Są mocno zatruci. Przegrali życie. Dusze, które są w kiepskim stanie, chcą, aby inni też tacy byli, żeby było raźniej. Zawsze lepiej cierpieć z kimś niż samemu. Tak, nie mam pieniędzy. I to jest jedyny słaby punkt, może drugi. Nie wolno szukać słabych punktów. To cios poniżej pasa. Ludzie nagminnie tak robią. Jak zrobisz coś dobrze, nic nie mówią. Ale jak się pomylisz, zrobisz błąd - to się zaczyna piekło. Unikaj toksycznych ludzi. Bo cię zniszczą. Jutro takich spotkam. Już się boję. Ale nie mam wyjścia. Wszak 50-ta rocznica tej tragedii. Jaką jest małżeństwo moich rodziców. I gehenna mej Mamy. Która choruje od dzieciństwa na nieuleczalną chorobę. Tak, modliła się. Nie uzdrowił. Może nie mógł. A może nie chciał…Bóg jeden wie.
***
na fali lecę życia
choć są chwile bezdennej rozpaczy
ciągle walczę jak samuraj
mieczem są słowa - szlak znaczą…
wnoszę się w górę - opadam
spadam i znów lecę wzwyż
słownik chcę czytać na nowo
bogactwem języka nasycić…
tyle słów zapomniałem
z mojej ojczystej mowy
wracam znów do czytania
życie wam później opowiem…
***