exorciso
Exorciso te...
Ksiądz Marek stał w sali, przylegającej do kaplicy z cudownym obrazem, który zna każda Polka - z ciętymi ranami na ciemnej karnacji twarzy. Tradycja mówi, że wizerunek, obok którego wiszą pozostawione przez kaleki kule inwalidzkie, a nawet oczy - namalował sam Łukasz ewangelista.
Chciałem podejść. Moje czerwone, piętnastoletnie suzuki zaparkowałem obok jakiejś pizzerii, gdzie zanim poszedłem dalej, zjadłem pizzę. Gestem dał mi do zrozumienia, aby jeszcze nie podchodził. Już po wszystkim dał mi własną książkę "Byłem innym księdzem" z wpisem "Żyj Duchem Świętym!". Gdzieś jest, zakurzona w naszym racjonalnym świecie.
Dał znak, abym poszedł za nim. Weszliśmy do bocznej kaplicy, właściwie pokoiku, gdzie stał stary, barokowy konfesjonał. Był 23 października 2010 roku. Księdza znalazłem przez sieć. Specjalizował się w egzorcyzmach...
Usiedliśmy do spowiedzi. Kiedy dał rozgrzeszenie, pytał najpierw, czy były inne wiary, kulty, zabobony, okultyzm. Opowiedziałem chyba, że w 1991 roku podczas wycieczki szkolnej do Kuźnicy k. Zakopanego kolega z klasy liceum próbował zorganizować seans. Usiedliśmy w kilka osób przy stole, a Boguś zaczął wzywać duchy. Kiedy poprosił o postawienie krzyża, ja razem z kolegą z ławki, Michałem, który należał do oazy wstaliśmy od stołu i seans został przerwany. Inni z klasy pili alkohol. Niedługo potem inny chłopak wypadł z wysokiego okna pierwszego piętra pensjonatu i omal się nie zabił...
Ksiądz zakończył spowiedź i kazał klęknąć. Podał mi do spożycia sól. Rozpoczął ubrany w specjalne szaty liturgiczne egzorcyzm. Zapytał, jakie jest ich imię albo imiona. Szeptem powiedziałem, że "Na imię mi Rafał..." Ksiądz Marek usłyszawszy to, wypowiedział głośno - "Rafale, exorciso te in nomine Patris et Filius et Spiritui Sanctus". Potem pobłogosławił, pokropił święconą wodą, która według badań chemików zmienia swe właściwości na skutek konsekracji i podarował swoją książkę. Pożegnaliśmy się. Kiedy prosiłem o możliwość ponownej modlitwy, stanowczo odmówił. Nie wolno ponownie się spotykać pod żadnym pozorem. Wyszedłem do auta, a on gdzieś zniknął z mego życia. Nie wiem nawet, jak miał na nazwisko, skąd pochodził. Jest egzorcystą na Jasnej Górze, modli sie za młodzież, działa, pewnie do dzisiaj. Nie spotkałem go nigdy. Jadąc trasą przez dolinę krakowsko-częstochowską, rozmyślałem. Pół roku później, 1 maja 2011 ustąpiło postępujące zwyrodnienie naczyń krwionośnych w moich oczach...