***tunel
zbyt mało słów odciska
moja achillesowa pięta
na mokrawym piasku morza
ślady ich niedługo zmywa
nawracająca raz po raz fala
mewa przemyka z krzykiem
opętanej świętej
odwracam się i patrzę…
na brzeg wyrzuciło resztki słów
rzucanych rybom
ichtias - korona i tiara
coś jakby z tamtego
świata…
czy bał się będę
gdy nieuniknione nadejdzie
podpełznie cicho i bez szumu
zrobi swoje
czy raczej z kosą i efektownie żeby wszyscy wiedzieli
i zdążyli wpisać w guglowskie kalendarze
“sobota, 14:30, na Rakowicach pogrzeb Demiego”...
czy w takiej chwili widzi się swoje wszystkie czyny
czy też nie - to nie ma znaczenia
przecież czyny już się dokonały
i nic ich nie zmieni
tak samo słowa
i te pomyślane cicho - bez szumu
jak szepty liści w jesienią obleganym
parku…
zobaczę tunel
czy może brzydką panią z kosą
którą utoruje mi drogę
przez uczuć ostatnich
gąszcze…
przecież umiera tylko ciało
człowiek zrodzony tutaj
ma niełatwe przeważnie życie
chce być szczęśliwy a nie jest
i co to za odkrycie…
ja nadal chciałbym
bronić tej chwili konkretnej
w jakimś nieznanym miejscu
pokój 114 albo sala chorych
aparatura i kable dają złudną nadzieję
że ciało jak maszynę
da się wymienić
potem przelecę nad krajem
z którego nie wyjechałem
który był mi to przyjacielem to wrogiem
ale nawet wróg pokazuje czasem
że coś wart jest
człowiek
czy będę rozpaczał że życie zmarnowałem
czy po stopniach lekki wejdę
do świetlistej chwały…
smuga cienia jak złodziej nocą
skrada się pod me progi
pragnie wślizgnąć się i przygasić światła
ja śpię spokojnie
czasu jest pod dostatkiem
modlę się najgłośniej
w obłoki biednymi słowami
milczenie zagłusza czyjś
chichot nieustanny
jak litania mnożą się prośby i skargi
wieńce róż składane przed boże
trony…
a potem gdy modlitwą zmęczony
biorę się do zwykłej pracy
widzę jak świat jest szalony
i bliski skrajnej rozpaczy
za sto lat o tej porze
która to będziesz czytać
wspomnij o poecie młodym
który nie chciał miłości
przegrać…
***