Przystawki do księżyca
Na księżyc patrzały samym czubkiem źrenic
Na dachu ukryty miłość swą nieśmiałą
W szaptanej gorączce jemu wymawiałem
A srebrny glob milczał chował się za chmurą
Zdawał niedostrzegać się mojej krasności
Nagi byłem całkiem wzwód mój opadnięty
Zapach damskiej perfum wiater wciąż szabrował
I nawet się księżyc mnie nie zdał zobaczyć
Mimo że od wiela lat go już nastręczam
Zadem się wypinam tudzież prąć naprężam
I cały dla niego gotów-żem się oddać
Światu niepotrzebny głodny smutny zbity
Bóg co mnie świntuszy mówiąc idź w cholerę
Noc i jej przymioty pragnąłam poślubić
Nawet gdyby piły gwałciły deptały
Dominik jedyne co żenadę wzbudza
Chroni się przed światem na dachu na bloku
Z nocą chce stosunku noc mu afekt robi
Noc jest tak daleko zwłaszcza w środku nocy