Dzieci Boże
Szatan wlazł do głowy obiecując piekło
Gdy noc udawałem ciemniało przede mną
Chciałem być potęgą bodaj i przeklętą
Zapragnąłem mścić się gdy byłem niszczony
Gdy pluć zaprzestałem w rozpacz obleczony
Gdy szukałem Prawdy znalazłem mordercę
To skulony chłopiec odziany w sukience
A Szatan przybywał aż do rana czuwał
Kołysanki nucił pierzyną okrywał
Ty być przeznaczenie do mnie się odzywał
Zwał mnie Antychrystem bym dumę odczuwał
Po raz pierwszy w życiu nie byłem samotny
I snuliśmy plany jak ludzi udręczać
W końcu ktoś mnie kocha myślałem pogodny
Docenia mą wielkość podziwia urodę
Łapy kładł na głowę ducha przekazywał
Duch jego mnie przenikł stałem się wyniosły
Macał mnie po pupie w frywolnej miłostce
Ja mówiłem nie rusz śmiejąc się zalotnie
Prawił mi o ludziach jacy są plugawi
Słuchałem uważnie z powagą i taktem
Mówił też o Niebie że wszyscy tam pijani
Że jest tam dziadostwo i że lepiej z nami
Godzina nadchodzi mnie przyszykowali
Nadzieja jest we mnie że wszystko wypali
Dali za zadanie najpierw kraj rozwalić
Żeby z dzieci bożych uczynić przegranych