pośród cieni
cztery światy w jednym tańcu
pod stopami koraliki
pozrywanych już różańców
i otwarte wciąż na oścież
ropiejące stare sprawy
które mieszczą się jedynie
w filiżance czarnej kawy
dwa anioły purpurowe
których imion nie pamiętam
martwe leżą przy tej drodze
co jest zawsze dla mnie kręta
nawet gdybym oczy zamknął
sam do siebie się przytulił
pozostaną ślady białe
na czerwonej mej koszuli
może imię me rymuje
się jedynie z martwą ciszą
może ciało mi na wietrze
połamane sny kołyszą
może łatwiej jest poskładać
smutne jutro z dwóch kamieni
niż się na pohybel bogu
w rozmazany wiersz zamienić
kawa wódka i papieros
naga dziwka na dywanie
i nadzieja że się jutro
nic nowego już nie stanie
nie mam siły nie chcę nie wiem
jak swe niebo zazielenić
kiedy łatwiej oczy zamknąć
sny swe grzebiąc pośród cieni