tyle wierszy
po kieszeniach i rękawach
tylu pragnień nie wyśniłem
bo zbyt szybko stygła kawa
tylu oczu nie ujrzałem
biegnąc wciąż na oślep w tłumie
tylu rzeczy nie znam nadal
nie potrafię nie rozumiem
jestem jak miażdżony stopą
łaskawego pana anioł
widzę jak odchodzi piękna
lecz nie wołam wierszy za nią
widzę jak się chowa w trawie
w której wiatr rozsypał słowa
i codziennie już o świcie
wypatruję ją od nowa
tyle wzruszeń słów złożonych
do szuflady bez powodu
tyle niepotrzebnych nocy
doczekało słońca wschodu
tyle suchych pocałunków
pogubionych stygnie w ciszy
tylu szeptów o kochaniu
nikt już nigdy nie usłyszy