letni sen
choćby i w słoneczny ranek
i ty także nie dasz rady
mnie ukąsić w moją ranę
śpij dziewczyno śpij na trawie
gdzie zielenią się panoszy
co oddane wielkiej sprawie
wysypane z pustych koszy
nie obudzą mnie promienie
ledwie zrodzonego słońca
bo z kamienia mam sumienie
a zadziorność ma gorąca
już uwiodła i księżyca
okrzesaną dość wstydliwość
teraz nagi się zachwyca
tym jak karmię swą cierpliwość
połóż głowę na mej piersi
i nareszcie zamknij oczy
przecież dzisiaj to my pierwsi
po tej łące będziem kroczyć
potem motyl zakołuje
nad twą skronią cztery razy
a ja sen z ust twych scałuję
by się nigdy nie wydarzył
nie obudzą mnie łzy twoje
nie obudzą mnie twe usta
przecież takich jak my dwoje
ta planeta nie jest pusta
będziesz tańczyć opowiadać
tłuc o ciszę się bezradnie
a ja wiem że to nie zdrada
gdy mi z ust coś i upadnie