V sens: niekonieczny /dwunastościan foremny/
Przewijam gałką pamięć na tę wąską chwilę,
licząc, że przejście przez nią może coś uściśli.
Mam więc przed sobą drogę, która na dół schodzi,
wiatr z okna samochodu wieje na mnie mile,
naciskam nogą pedał – to miał być hamulec –
ale auto nie zwalnia, cóż to je obchodzi,
że ja hamulec cisnę, że chcę się zatrzymać,
aby prawom fizyki gwałtownie nie ulec.
Hamulec więc, nie ulec, nie dać się. Wytrzymać.
Jest suchy jęzor jezdni, co szorstką nawierzchnią
wkręcił się w moją prędkość i ściąga do ściany,
gdzie skały wzwyż z gulgotem pną się i raz rzedną,
a raz w strzępach gęstnieją. Z lewej ostrą płytą,
z prawej spięty przepaścią, jestem wpasowany
tutaj na moment jeszcze – ja, świadomy człowiek,
pędzący i bezradny, dotknięty paniką –
ostatnie mkną sekundy, pulsują jak slajdy,
aż stykam się z kamieniem, to już jest ten oddech:
staje się uderzenie, które gładzi fałdy.
Wtedy to znika nośnik mojej świadomości,
zdarty do cytoplazmy – więcej nie zadzwoni
do żony czy do dzieci, w muskanku z kobietą
nie rozświetli się nagle, już się nie zezłości
i już nie przytuli, a jak ktoś odsłoni
metal, zobaczy klatkę i czaszkę pękniętą.
Lecz jest w nurcie coś jeszcze, delikatną kreską
snuło się w życiu zanim nogą o podłogę
zacząłem w nerwach walić: nadzieja podważa
rytm rzeczy, tak że człowiek splątany z inercją
może pomknąć w głąb skały, kontynuować drogę.
Tak sobie właśnie tamtą chwilę wyobrażam.
Warto pamiętać, że platońska bryła dwunastościan foremny związana jest z elementem eteru.
To już ostatni odcinek tego cyklu.