S. B. L. (heksametr spółgłoskowy)
daj mi bibliotekę zgromadzić, kipiącą od skarbów mowy,
co wzięła powoli w swój nurt: te ręce, pilność i myśli,
więc pędzę przez pola, przez lasy, ocalać szlachetne pisma.
Sadło szubrawcy na schodach rozlali, żebym się omsknął
i gibnął. Nie dałem się nabrać na podstępy takie: w stopień
następny ma stopa trafiła, a tam słonina leżała,
czego moja chytrość niestety nie przewidziała. Wpadłem więc
w głąb lochu, bęc — przywaliłem, w grząski udziec barani
starannie wbiłem się nosem, po czym opadłem z chaosem
w głowie na tłustych ksiąg buły — tam gdzie pośród czap pleśni
leżały starożytne pieśni. Chociaż nie w sosie, to księgi
wszystkie uratowałem, ale... o mięsiwie jędrnym całkiem
zapomniałem, mimo iż kiszki grały mi marsza poczciwie.
— u u | — u u | — u u || — u u | — u u | — o
gdzie „||” określa miejsce wystąpienia średniówki, „|” rozdzielenie stopy, „—” oznacza sylabę długą, „u” — krótką, a „o” sylabę o dowolnej długości. Przy czym pary stóp krótkich „u u” można zamieniać w zasadzie dowolnie na sylabę długą „—” (powiedzmy, mniej chętnie było to robione w drugiej stopie po średniówce). Jak widzimy, ostatnia stopa nie jest zwykłym daktylem, ale daktylem skróconym. Przerwa na końcu wersu ma bowiem pewną plastyczność i może w miarę potrzeby zostać wydłużona lub skrócona. Dlatego ostatnia stopa nie musi kończyć się dwoma krótkimi sylabami. Ona kończy się sylabą krótką lub długą.
Na gruncie języka polskiego taki rodzaj wiersza nie jest możliwy do zrealizowania, gdyż nie można łatwo wyróżnić sylab, które są wyraźnie długie lub wyraźnie krótkie. Pojawiły się natomiast co najmniej trzy pomysły na to, jak pisać polskie heksametry. Pierwszy z nich (ale nie najstarszy) zasadza się na tym, że najpierw określamy, czym jest stopa daktyliczna (zob. daktyl), a następnie, po uwzględnieniu kilku niuansów, ułożyć ją sześć razy jedna za drugą. Po uwzględnieniu owych niuansów dostajemy:
—' — — | —' — — | —' — — || —' — — | —' — — | — o
gdzie „—'” oznacza sylabę akcentowaną, zaś „—” — nieakcentowaną. W wersji tej jednak nieuznawane jest zastąpienie daktyla jakąkolwiek inną stopą, w wyniku czego tok utworu staje się dosyć monotonny.
Wers heksametryczny bliżej odpowiadający oryginałowi antycznemu został zaproponowany przez Adama Mickiewicza. W Pieśni Wajdeloty zastosował on wzorzec
—' — (—) | —' — (—) | —' — (—) || —' — (—) | —' — — | — o
gdzie (—) oznacza sylabę, która może zostać opuszczona. Przy czym średniówka pojawia się tutaj w okolicach końca 3. stopy. Tak skonstruowany heksametr nie opierał się jednak na równoważności czasowej stóp. Istotną cechą konstytutywną jest obecność sześciu stóp zaczynających się od akcentu. W istocie bowiem Mickiewicz dopuszczał wersy takie jak ten:
Stał dom moich rodziców. Było to miasto drewniane
gdzie pierwsze dwie sylaby są akcentowane, a zatem nie są spodziewanym trochejem. Różnym krytykom ten styl dopuszczający siedem akcentów w wersie nie podobał się. Dlatego z czasem zaczęła się kształtować pogląd, że właściwe rozwiązanie polega na zastosowaniu formy sześcioakcentowca tonicznego, czyli formy, w której po prostu oczekujemy obecności 6 akcentów w wierszu w dosyć dowolnej konfiguracji. W ten sposób nastąpiło odejście od jakiegokolwiek powiązania heksametru z jakkolwiek rozumianą długością czy wagą sylab.
Nie jest to jednak specjalnie dziwne. Na gruncie języka polskiego uwydatnianie sylab za pomocą długości jest problematyczne. W zasadzie wszystkie samogłoski wymawia się u nas jako dźwięki o tej samej długości. Gdy uczymy się języków obcych takich jak niemiecki czy angielski, w których znaczenie ma ta długość, każą nam wymawiać długie samogłoski jako dwa razy dłuższe niż te znane nam z codziennego życia. To taka nasza ludzka natura: bodziec dwa razy silniejszy odbieramy jako wyraźnie inny.
Czy tutaj jednak nie ma jakiegoś zbytniego uproszczenia? Przeczytajmy może — najlepiej na głos — ten ciąg:
chrząszcz, chrząszcz, chrząszcz, chrząszcz, chrząszcz,
a potem
kot, kot, kot, kot, kot.
Gdyby ktoś jeszcze uważał, że odczuwalna różnica długości to złudzenie wynikające z graficznej różnicy między tymi wyrazami, to niech spróbuje jeszcze na przemian
chrząszcz, kot, chrząszcz, kot, chrząszcz, kot.
To nie powinno pozostawić wątpliwości, że daje się tutaj odczuć różnica w długości wypowiadanego wyrazu. Ktoś mógłby uznać, że przykład jest sztuczny i w języku naturalnym nie da się spotkać takich zjawisk. Przyjrzyjmy się jednak następującemu zdaniu, które w zasadzie można uznać, iż mogłoby paść w jakiejś potocznej wypowiedzi:
Przyjdź tu zmniejszyć zmarszczki.
i dla wyraźniejszego odczucia powtórzmy je kilka razy:
Przyjdź tu zmniejszyć zmarszczki. Przyjdź tu zmniejszyć zmarszczki. Przyjdź tu zmniejszyć zmarszczki.
Czujemy pulsację? Czujemy. Zatem w języku polskim da się odczuć różnice w długości sylab. Prawdopodobnie nie stało się to zalążkiem systemu miarowego, gdyż między sylabami krótkimi a długimi jest cała gama sylab pośrednich — nie ma tutaj wyraźnych progów, które mogłyby zostać łatwo zauważone.
Warto jeszcze może tutaj zwrócić uwagę, iż pomysł, aby wyzyskać czas trwania spółgłosek dla odnalezienia dłuższych i krótszych elementów rytmicznych naszego języka nie jest nowy. Już w XVIII wieku Tadeusz Nowaczyński pisał:
Lubo w języku sławiańskim, a zatym i w naszym, dwie konsony, czyli współgłoski poprzedzającej głoski nie czynią długiej; w wierszu jednak czynić to mogą. (Jakoto widzieć w wierszach miarowych czeskich). I owszem, ponieważ w dialekcie naszym więcej konson, czyli współgłosek do jednej głoski zbiegać się zwykło, niż w którym innym; zaczym mieć baczność na to potrzeba, ażeby wzbiegu takim nadstawiać dobrze ucha ku harmonii, żeby jej nierazić, zostawując pomienioną syllabę w wierszu krótką, co się też ma rozumieć o pokładkach jednosyllabnych kończących się na kilku współgłoskach. Wszystkiegozaś tego niech będzie ucho sędzią.
Tadeusz Nowaczyński, O prozodyi i harmonii języka polskiego, Warszawa 1781, Drukarnia J. K. MCi. i Rzeczypospolitej u xx. Scholarum Piarum, s. 96
Tęsknotę za systemem ilościowym znajdziemy też u Tadeusza Peipera:
Bo dźwięczność zachwalanych słów sprowadza się oczywiście do natury głosek. Jakaż ona jest? Badajmy. Badajcie. Okaże się, że w słowach uważanych za dźwięczne znajdziemy zawsze: 1. albo spółgłoski, których trwanie w czasie mowy może być dłuższe niż trwanie innych spółgłosek; 2. albo wyjątkowo znaczny stosunek ilości samogłosek do ilości spółgłosek. R, l, s... trwają dłużej niż b, p,...; wszystkie samogłoski trwają dłużej niż spółgłoski; a więc o "dźwięczności" słów rozstrzyga czas trwania głosek. Więc: ilość.
Tadeusz Peiper, Rytm nowoczesny, Kwadryga, grudzień 1929
Głos Peipera przynosi w istocie jeszcze jeden aspekt. Może w całym tym przedsięwzięciu nie jest tak istotny czas trwania? Może to nie różnica w czasie trwania jest postrzegana w zaproponowanym przeze mnie przykładzie? Może tym zjawiskiem, jakie odczuwamy, jest kontrast między większą dźwięcznością, większym natężeniem dźwiękowym sylab z wieloma spółgłoskami a natężeniem dźwiękowym sylab z jedną spółgłoską?
Pójdźmy tropem zasugerowanym przez Peipera i uznajmy: f, h, j, l, ł, m, ń, qu, r, s, ś, w, z, ź, ż za spółgłoski długie, zaś b, c, ć, cz, d, dz, dż, dź, g, k, p, t — krótkie. Podstawą rozróżnienia jest tutaj to, czy można dowolnie wydłużać artykulację głoski. Na tej bazie wyodrębnimy sylaby krótsze i dłuższe. Wzorując się na podanym powyżej przykładzie, uznamy za krótkie sylaby, które wraz z samogłoską będą niosły co najwyżej dwie spółgłoski krótkie. Za sylabę długą zaś będziemy uważali sylabę, w której mamy co najmniej trzy spółgłoski długie. W tym systemie będziemy przyjmowali, że dwie spółgłoski krótkie odpowiadają co do długości jednej długiej, a zatem krótka jest też sylaba, która ma dwie spółgłoski krótkie, a długa jest taka, która ma dwie spółgłoski długie i dwie krótkie. Ten podział nie wyczerpuje wszystkich możliwych postaci sylaby. Na przykład sylaba z dwoma spółgłoskami długimi nie jest ani długa, ani krótka. Takie sylaby będziemy nazywali średnimi. W tym całym systemie jest jeszcze jeden niuans. Mianowicie sylaby pojawiające się w akcentach głównych w języku polskim są w naturalny sposób wydłużane w artykulacji (zjawisko to nie dotyczy akcentów pobocznych, więc sylaby w akcentach pobocznych będziemy traktowali jak sylaby nieakcentowane). Zatem w ich wypadku będziemy musieli dodać nieco do opisanego powyżej systemu długości. Przyjmiemy zatem, że sylaby normalnie krótkie będą w pozycji akcentowanej średnie, średnie — będą długie, zaś długie — bardzo długie.
Mamy w takim razie cztery rodzaje sylab: bardzo długie (ozn. „#”), długie (ozn. „*”), średnie (ozn. „+”) i krótkie (ozn. „–”). Uznajemy, że sylaba krótka ma wagę 1, sylaba średnia 1,5, sylaba długa 2, a bardzo długa 2,5. W ten sposób różnica między krótką a średnią, między średnią a długą oraz między długą a bardzo długą są określone jako w zasadzie nieodczuwalne. Jednak już różnice między krótką a długą czy średnią a bardzo długą odczuwalne będą i znajdzie to odbicie w rachunku miary — będzie ona dawała wynik dla długiego elementu w przybliżeniu dwa razy większy od elementu krótkiego.
Na bazie tego spojrzenia na sylaby będziemy tworzyli stopy o charakterze daktylicznym. Jednak nie określimy ich tak sztywno, jak w systemie sylabotocznicznym. Będziemy chcieli, aby — podobnie jak heksametr Mickiewiczowski — był on zbliżony do systemu tonicznego, w którym istotne jest utrzymywanie stałej liczby wzmocnień w wersie. Za bazową stopę będziemy uważali układ sylaby długiej i dwóch krótkich. Jednak pozwolimy sobie tutaj na dowolne rozłożenie tych trzech sylab. Każda z trzech opcji: * – –, – * –, – – * będzie tak samo dopuszczalna. Tego rodzaju stopę będziemy zapisywali jako [ *, –, – ]. Taka stopa ma miarę 4, gdy rozliczymy ją według wcześniej podanego przepisu. Naśladując tym razem Greków, pozwolimy sobie na zastąpienie takiej stopy przez inną o podobnej miarze, przy czym będziemy dopuszczali wahania, które zgodnie z rozpoznaniem powyżej, uważamy za nierozróżnialne przez nasze ucho. Zatem dopuszczamy w zakres wymienności stopy o miarach 3,5 oraz 4,5. Żeby jednak nie było za łatwo, to pojawienie się takiej stopy skróconej lub wydłużonej powoduje powstanie długu lub też nadmiaru, który trzeba zrekompensować w następnej stopie (przy czym rekompensaty nie możemy przeprowadzać przez średniówkę lub koniec wersu). Pozwalamy sobie na takie drobne nieścisłości, żeby zwiększyć swobodę kształtowania utworu. Oto kilka przykładowych półwersów zbudowanych według tych zasad:
[+, –, –], [ *, +, –], [ *, –, – ]
[ *, –, – ], [ *, –, – ], [ *, –, – ]
[ *, –, – ], [ *, + ], [ *, +, –]
[ *, –, – ], [ *, +, – ], [ *, +]
[ *, –, – ], [ *, *], [ *, –, –]
[ *, –, – ], [ *, *], [ *, *]
[ *, + ], [ *, +, – ], [ *, –, – ]
[ *, + ], [ *, *, –], [ *, + ]
Powyżej pokazaliśmy półwersy, które mogą się pojawić przed średniówką. Za średniówką będziemy chcieli utrzymać zasadę znaną z innych rodzajów heksametrów i ostatnią stopę będziemy skracać o jedną sylabę. Zatem pełna postać wersu będzie tutaj wyglądała tak:
[+, –, –], [ *, +, –], [ *, –, – ] || [+, –, –], [ *, +, –], [ o, o ]
gdzie „o” oznacza sylabę dowolnej długości. Wiersz pisany wersami według tego przepisu nazwiemy na potrzeby tego zbioru heksametrem spółgłoskowym, bo namysł nad rolą spółgłosek doprowadził do powstania tej formy.
Te zasady wydają się być skomplikowane, ale w istocie pilnowanie ich nie jest bardzo pracochłonne. Przy czym też nie jest tak, że swobodne pisanie już daje oczekiwaną formę — doprowadzenie utworu do zgodności z powyższymi zasadami wymaga odrobiny wysiłku. Jak to działa w praktyce, można zaobserwować na przykładzie utworu S. B. L., gdzie da się znaleźć i wersy różnej długości sylabicznej, ale także obecne akcenty poboczne, które policzone w systemie tonicznym spowodowałyby, że wyszlibyśmy poza sześcioakcentowiec toniczny.