W rozsypce
Pałac z piasku, budowle z klocków i kart.
Świat dziecinnych, jasnych, naiwnych marzeń
O tym, co jest, co powinno być dalej.
Ze szklanej bańki bezpiecznego trwania
I z błogich złudzeń o pewności bytu,
Wyrwało mnie nagłe wichury wianie,
Co wpadła przez okna pootwierane.
Wpuściłam wicher, kiedy - nie wiem sama...
A on mi wszystko potłukł, poprzewracał.
Lecz życia mego wartość mi pokazał
I z mej dojrzałości zrobił mi sprawdzian.
A zamiast z tym porywem nagłym wzlecieć
W górę, gdzie blaski słońca i przestrzenie,
Kurczowo trzymam się tego, co znane -
Uparcie kleję skorupy spękane.
Zlękniona siedzę, choć pełna nadziei,
Że kiedyś się odważę, wreszcie zdołam,
Wypuścić z dłoni to, co się nie klei,
I oddać Temu, który cuda działa.