czerwiec i truskawki...
w truskawkowym ogrodzie przed wzrokiem ukryci
umoszczeni na trawie przy krzaczkach truskawek
zrywaliśmy owoce wsłuchani w śpiew czajek
czy sobą czy ich miąższem byliśmy upici
obok świerszcz cykadami muskał nasze ciała
liście starej renklody w słońcu szeleściły
na pajęczej huśtawce zasnął pająk siwy
z rabarbarowych różów wyszła larwa biała
duszno było od słodkiej truskawkowej woni
gdy czerwień z warg spływała aż po piersi twoje
z całej duszy pragnąłem aby dłonie moje
dotknęły miejsc przy których odpływałem w toni
i truskawki złączyły nasze podniecenie
najpierwsze najbielejsze bo w całym wszechświecie
tak miłosnych uniesień nigdzie nie znajdziecie
by wciąż od świtu po noc powtarzać zadziwienie
i nie wiemy co się stało w tamtym ogrodzie
gdy drżącymi ustami dotykałaś skroni
rozebrani ze wstydu wciąż i wciąż na głodzie
szukaliśmy i szeptów i dotyków dłoni