I sens: zwiewny /ośmiościan foremny/
nad uronionym płynem skupiona przenika
przestrzeń i gęste nuty w głąb nosa przemieszcza,
a płyn do ścianek cicho dociska panika,
bo chwilę potem jasno jak cyknięcie świercza
iskra tlen połknie, miażdżąc komory silnika.
Oddechem w głąb napięty punkt nierównowagi
pęka niepowstrzymanie i muska baseny nicości,
ściągając choć na chwilę chwiejnych, kruchych gości
na tę stronę istnienia − cudniutkie łamagi.
Nierówne pierwsze obroty, którymi kruszyna
ukaja rwący chaos, przechodzą w automat,
i tak sens się wykluwa: smakuje aromat,
szwung oraz elegancja, gdy coś się zaczyna.
Chyba najbardziej przyciągającą z nich wszystkich jest sześcian: sześć kwadratów, tworzących niesamowicie zgrabną kostkę, którą da się wypełnić cały wszechświat. Gdy zestawimy budowę sześcianu z budową sonetu, możemy dostrzec niezwykłą zbieżność. Pierwsza część sonetu składa się z ośmiu wersów – taką samą liczbę znajdziemy w sześcianie, gdy policzymy jego wierzchołki. Druga część sonetu składa się z sześciu wersów – i tutaj mamy zbieżność w liczbie ścian sześcianu. Są jeszcze krawędzie, co z krawędziami? Otóż pięć krawędzi łączy ze sobą ściany w jedną całość – można to zaobserwować, przyglądając się zabawkowym siatkom, które czasami można kupić w sklepach z materiałami dla dzieci i z których można sobie sześcian skleić. Jakże nie skojarzyć tych pięciu krawędzi z – jakże pełnymi treści – pięcioma przestrzeniami między wersami drugiej części sonetu. Gdy przyjrzeć się siatce sześcianu dokładniej, to zauważymy, że pozostałe siedem krawędzi łączy w jedną całość wszystkie wierzchołki, a także odpowiada siedmiu przestrzeniom między wersami pierwszej części sonetu. Razem pięć i siedem daje dwanaście – tyle krawędzi ma w sumie sześcian.
Ktoś może zapytać, a co z przestrzenią między częściami? I tutaj znajdzie się analogia. Przede wszystkim przestrzenie między częściami są dwie: jedna, którą przekraczamy, gdy kończymy czytanie pierwszej części, a zabieramy się do drugiej; druga jest nieskończona – rozciąga się między końcem drugiej części a początkiem pierwszej. Są zatem dwie przestrzenie, które mają też swoje dopełnienie po stronie geometrycznej. Mianowicie w geometrii rozważana jest tzw. charakterystyka Eulera – każdy wielościan w przestrzeni zachowuje prawidłowość: liczba ścian minus liczba krawędzi plus liczba wierchołków jest równa 2. Ta dwójka odpowiada właśnie dwóm przestrzeniom między częściami sonetu.
Sześcian to piękna figura, ale brył platońskich – pod wieloma względami ze wszech miar zgrabnych – jest pięć: czworościan foremny, sześcian, ośmiościan foremy, dwunastościan foremny i dwudziestościan foremny. Skoro mamy taką ładną równoległość świata poezji do świata geometrii rozpoznaną w sonecie, to dlaczego nie rozszerzyć jej na pozostałe bryły platońskie i nie napisać pięciu utworów o dwóch częściach: czterowersowej i czterowersowej (to będzie czworościan, a przy tym strukturę jemu odpowiadającą można znaleźć w tradycyjnym triolecie), ośmiowersowej i sześciowesowej (to będzie sześcian i odpowiadający mu sonet), sześciowersowej i ośmiowersowej (to będzie ośmiościan i odpowiadający mu odwrócony sonet), dwudziestowersowej i dwunastowersowej (to będzie dwunastościan) i wreszcie dwunastowersowej i dwudziestowersowej (to dwudziestościan).
Pewnie już Państwa znużyłem tą wyliczanką – poniżej znajduje się poemat, który składa się z pięciu części ukształtowanych w tak zaprojektowane formy i w treści odnosi je dodatkowo do odpowiednich platońskich elementów.
Przed Wami pierwszy na świecie cykl wierszy oparty o kod DNA zaczerpnięty z jednej strony z sonetu, z drugiej strony z charakterystyki Eulera. Zaczynamy od powietrza, któremu tradycyjnie przypisany jest ośmiościan foremny. Ta figura odpowiada według tych zasad odwróconemu sonetowi.