Poselstwo mroku
Zresztą jak każdy z Was. W różnym natężeniu.
Och, jakże ja go nienawidzę, gdy przychodzi.
Przez próg przełazi w tych buciorach bez zaprosin.
Nieskrępowany niczym, mroczne wieści znosi,
pozostawiając białe nitki w mojej brodzie.
Immunitetem posła często się zasłania.
Dowodzi – skutkiem jestem a nie łez przyczyną.
Nie wnikam głębiej, niech choć tylko skutki zginą.
Z bronią dostępną z pasją rzucam się na drania.
Zabijam, zgniatam, jak wesz, jak sumienie tłukę.
Rozstrzeliwuję pigułkami z arsenału.
A ból odchodzi, chociaż, zaraz, znów jest tutaj!
W jednym przypadku, tylko, sączę go jak zupę.
Wiem że tworzeniu sprzyja, więc wchłaniam pomału.
Z bólem narodzin, ponoć, szczęście o próg tupie
Ból zaistniał jakiś czas potem. Po przykracaniu kości, aby móc obszyć kikut tkanka pod przyszłą protezę. Zamiast wyć i wyobrażać sobie, ze jestem na torturach inkwizycji, śpiewałem szanty, których nauczyłem się od ojca. Najlepszy środek przeciwbólowy.
Lepszym jest stracenie przytomności.
Podobno Ból nie jest zły. Powiadamia o problemie, czy chorobie. Przypomina nam też o tym, że żyjemy i chcemy żyć.