Teatrzyk cieni
bo mi twoich loków, poetko, potrzeba,
bym mógł zwijać na palcach w pierścienie,
aby wiatrem jak suknię podwiewać,
do stóp twoich przyłączyć się cieniem.
A gdy zadmie oziębły listopad,
w pulsie zadrżę jesienną muzyką
serc, co biją w rytm trwożny choć słodki,
ja ci jednak poetko napiszę
wiersz o wiośnie. Nie spocznę, nim skończę.
A jednak,
gdyby ciebie nie było,
zabrakło w boskim planie,
to jak ten palec sam, mimo dłoni,
którą w pięść bym zacisnął,
waliłbym w ścianę przejrzystą,
bo z imaginacji nagiej
powstałą.
Gdzieś tam...
I znowu bym się zdradził,
że kocham wciąż jeszcze,
przyznając, że stale
spojrzeniem odległym
pieszczę
cienie, które powstały, są,
pozostały.