Wyłuda
Ziemia parzy, drży powietrze, zdechł!
Widzę, że nieważne, jak nos twój się zagina,
Anioł budzi, trupi odór pierzchł.
Światło ciemne po nim zwiewnie spływa,
Brylant mięknie, ogień biegnie w zmierzch.
I pod postacią tysiąca twarzy ‘przybądź’ mówisz,
Brat się rodzi, spody zdobi w wierzch.
Gdy miriady grafitów rzęsy twoje noszą,
Kręci się kula rtęci, gdy koszę srebrne klosze.
Dymią piece, schnie powietrze,
zdrada!
Babie usta pocałują
gada!
Wiedzieć zapragnąwszy jak daleko jesteś,
Siostra całuje siostrę i mdleje,
Palec na krwawą masę o szybę rozcieram,
Co kruche bardziej kruszeje. Bies śmieje.
Krucza twarz hoduje
w swym ogrodzie koty.
Tłuste czarne szuje
dodają jej cnoty.
Jej koty, gryzą me łydki i uda.
Anioły krążą, ślą, że się uda (ułuda).
Szybę ścierka wytarła. To Całun, to twoja spódnica,
Przybogi czerwono pierzchają doliną,
Pośrodku ugina się mgliście. Nogi
robala z pokora zadają się z gliną,
Twe stopy ukryte, kolumną obcasu krzepną.
Nie cierpnie świat gdy śmierć nie wie.
Pamietam, choć butla inna, jak
Twoja skóra kłóci materię
próżni. Nasz bilet,
nie sadzę, by się narodził.