Niestworzona bajka
gdy głodne dzieci.
Nocy parasol krocz w ulic złocie
w implozję kwieci.
Gdy ręka myje dłoni tysiące,
niewidne posągi płaczą z niebogiem,
w kuli się szklanej obraz domyka,
nicuje się w piekle ogień.
Przybądź na wieżę -
zgotuję wieczerzę.
W przebraniu diabła
na wznak bym padła -
otwieraj moje nieba podwoje!
Boss zsiwiał jak wstęgi gwiazd,
w głowie huczały zastępy.
Z kompanii się wygnać rozkazał,
by gonić na liściu wiatr.
Braci setka, każdy rwie
w strony dwie.
Kroczą drzewa,
gdy nieboskłon czerń przelewa,
kruczy dziób co dzień bieży.
Boss w kłopocie kopie grób
u stóp wieży.