Miłość do zjawy
<prowodniczka kiełznała wszechsiły>
dym upieszcza Twych ognie warkoczy,
<źleskrzat rym rozmnażał w doniczkach>
i Ty, dłoń ściśnięta na gzymsie powietrza,
<wyniemiała pustoskroń jaśń gryzie>
twoje oczy, dwa niebieskie słońca
na rozstajach zzaprzepastnej nocy.
Oczy mrużę – antywidzę!
wybałuszam – widok skruszam!
A tam postać Twoja pustkę wyroja,
moja Ty bytko w mózgowych zwojach.
Nanizane na Twe szyjne nerwy te łzy,
<wciążciąg przerwy zamaga aż wyje>
stopy wlane w sufitu przeciwzamianę,
<w galopy drze antymitu prawd gromy>
uszu płatki – transfiguracja ciszy,
<wyludniają się w wykuszu gnomy>
czoło roztańcza kosmyków zgrają.
Oczy trę – widzę wspak!
wykoślawiam – formę spławiam!
A tam postać Twa gibko próżnię pokona,
ma efemerydko w neuronach.
Z Twoich ust wzlatuje metalitania,
<przestrzeń z energią broi>
buzuje śmiało krwi magma w Twej aorcie,
<w praretorcie ciało z prochu wykwila>
piersi Twych obła chwila zarania się,
<biczuje się filozofka samoniepoznania>
kolana to przystanek na drodze do zanirwania.
Oczy kłuję – widzę niewidoki!
dłonią kryje – foton foton myje!
A tam obraz Twój wynosi się jaskrawo,
moja Ty mentalna zjawo.
A gdy myśl niedomocą krwawi,
w apogeum tej magii zapytam:
czy jawiącego Cię Ty mnie również jawisz?