Atak
Czerwień nad lasem, dymy, pali się każda belka.
Jeszcze dopadniemy wsi, dzisiaj na przedpolu.
W ciemności nie widać- pułku, batalionu.
Ruszam jak mi Bóg miły z kompanią do przodu
Niech pościg dłużej trwa do samego brodu.>
Tymczasem wokół wsi i zagród wieśniaczych
Saperzy bolszewiccy szukali owsa dla klaczy.
Konie również zmęczone piły wodę chciwie,
Wiadra stały przy studni, a żerdzie były w tyle.
Paliły się ogniska przy nich i dziewek sporo.
Podawały jadło, smażone kartofle i to i owo.
Jeszcze żarli słoninę, kury, kukurydzę
Odezwał się Griszyn-<Towarzysze, widzę,
Że nam tu baby dzisiaj wynagrodzą wiele
Mamy kakao, chleb i żydowskie wesele.>
Mruknął tak do Chaina <Tyś Żyd czy Ruski
Markotny coś jesteś, a mnie trzeba lufki.
Widzisz płonący kiziak -dym smaga ogniki,
Mauzer wyciągnę zaraz -gdzie twoje są smyki
Gdzie córy, gdzie żona, gdzie reszta mrowia?
Samogon przynieś zaraz, bo czasu mi szkoda,
I pókim dobry uciekaj mi stąd zaraz Żydzie
I chybocąc się, pas odpiął -Kto tu, kto tu idzie?
Wtem do wsi wpada w pędzie ułanów gromada
Czujki słabe pobiwszy, szablą tnie i nią włada.
Krzyczy znowu Griszyn – Prędko oddziały do mnie
I ledwo słowa wypowiedział – legł nieprzytomnie.
W otoku chmar dymu, krwawiąc tak ranny
Widział, jak uciekały chłopy a za nimi panny.
Kontynuacja Towarzysza Miasnikowa 1920 rok.