bez słowa
ogrody duszy sny niepojęte
rozkwitłe nocą w blasku księżyca
w was się ukrywa ciało zziębnięte
od niedosłownych słów niedomykań
lecz żadna siła was nie pokona
bo w was się rodzi ciągle od nowa
błękit i czerwień tłem fioletowym
w którym się zieleń rozwija młoda
daję jej wiarę tak jak komunię
i cicho patrzę poza czerń nocy
w ogrodach duszy żyję jak umiem
spoglądam sobie bez słowa w oczy
.
umieć pokonać samego siebie
tak bez pardonu chwycić za twarz
nim język dotknie otchłani piekła
nim się zachwycisz tym co już znasz
z paradoksalnych lotów we dwoje
na obce wyspy za gęstą mgłą
gdzie chociaż nie chcę to wciąż się boję
że mnie pochłonie to twoje zło
sam musisz walczyć . nie mam już siły
błękit rozpłynął się w czarnej mgle
ja muszę siebie pokonać miły
nim się zamienię w niechciany sen
.
mam zielone myśli w głowie
na języku posmak mięty
rozkruszonej nieostrożnie
w pełzającym mroku niechceń
myśli nadal się zielenią
chociaż cień wyszczerzył zęby
ja odradzam się w nadziei
boskiej . ludzkiej i nieświętej
by zielenić się uparcie
miętą budzić zapach nieba
na języku poczuć smaki
tej o którą walczyć trzeba
w słowach czynach i podtekście
tle o dziwo tak plastycznym
jak to że wciąż kwitnę jeszcze
rozkruszona w snach magicznych