Bezdenny bezkres
Sam nie wiem, kim jestem, lecz na pewno nie ostoją
Zatapiam się w myślach o swoim wnętrzu
Dostrzegam swe serce, a na nim bliznę po cięciu
Chciałbym przepisać uczucia na kanwie Twych myśli
Chciałbym, lecz ogarnął mnie chaos, a wszyscy wyszli
Wstydzę się swej duszy, nawet o wszystko walcząc
I znów zasypiam demonami się karmiąc
Nadzieja nawet nie iskrzy się w lustrze
Wokół złe głosy, lecz widzę tylko ściany puste
Alkohol nigdy nie dawał ukojenia
Lecz tylko on mnie teraz docenia
Poszargana dusza, emocje i czerni blask
Zamykam oczy i okazuje mi się nowy brzask
Zamiast światła widzę zamknięte gwiazdy
A w nich odsunięty ode mnie każdy