Latający Holender
Blakną powoli wspomnienia ulotne
Każdym kolejnym dniem życia spłacam stary kredyt
A nocą żegluję po sieci samotnie
I szukam cierpliwie przystani spokojnej jak Ty
Gdzie troskę odnajdę i pomoc niezwłoczną
Gdzie bestia mnie żadna nie zrani choć długie ma kły
Gdzie żagiel połatam i skrzydła odpoczną
Nie pozwól bym minął zatokę, gdzie tęsknisz samotnie
I serca pustego zapal latarnię
Dość mam już wody głębokiej i wichrów przewrotnych
Niech cisza zatoki mój okręt przygarnie
Ucieczki mojej kolejnej położyć chcę kres
I w ziemi przyjaznej zapuścić korzenie
A twym uśmiechem codziennym i ruchem twych rzęs
Tamtego dotyku zamazać wspomnienie
Wciągam więc żagiel porwany ostatni już raz
I ręce zmęczone na sterze zaciskam
Te strzępy burt potrzaskanych naprawić już czas
I skarbom złowionym przyjrzeć się z bliska
Lecz nadal nie widzę przed sobą zarysu twych ust
I oczu latarnie nie świecą dziś dla mnie
Znikam więc cicho pod wodą i milczę jak duch
Bo duchem wszak jestem i śpię cicho na dnie
(c) Kmicitz 2019