Syzyf
Ciężko, trudno, niewygodnie
Karkołomne to zadanie
Wykonywać muszę godnie
Tę codzienną moją pracę
Obserwuje ktoś z daleka
A ja wiem, że się wzbogacę
Bo nagroda na mnie czeka
Gdy już skończę swą robotę
Na szczyt wepchnę głaz przeklęty
Ruszę w drogę swą z powrotem
W głowie spokój mając święty
Ale los nie da mi szansy
Żebym misję swą zakończył
Obserwator mojej farsy
Satysfakcję dumnie sączy
Kamień tuż przed samym szczytem
Z mdlących rąk mi się wymyka
I z lawiny skał skowytem
U podnóża góry znika
Sam uwierzyć w to nie mogę
Tyle pracy, tyle znoju
W myślach wojnę toczę z Bogiem
Że nie pomógł mi w tym boju
Lecz to kara a nie praca
Kara za bluźniercze słowa
Na dół więc pokornie wracam
I zaczynam ją od nowa