Za młodzi na sen za starzy na grzech... proza (2)
Przykro mi się ponownie zrobiło, bo dopiero dzisiaj pomyślałam o Hani, w takiej chwili, kiedy ktoś zabiera jej miejsce. A ja? Nawet nie pamiętam daty jej odejścia. Miałam, a jakże miałam zapisane w kalendarzu, ale zalałam herbatą. Kiedy suszyłam na parapecie kartki, zadzwonił dzwonek do drzwi – listonosz przyniósł list z elektrowni, a w tym samym czasie przeciąg zdmuchnął daty i pofrunęły pewnie nie wiadomo gdzie. Kapnęłam się dopiero wieczorem. I gdzie szukać miałam? Taka to ze mnie przyjaciółka.
Dumałam i nasłuchiwałam czy wyjdą. Nie wyszli. Nie pokazali się już do wieczora. A niech tam, jutro was sobie pooglądam.
Jutro, to rozpoczął się armagedon. Tłukło się przez cztery dni. Po ścianach, suficie, klepkach. Szurało, zgrzytało, wierciło, bolało. Pył się unosił przez okno. Przybijało, przesuwało, kurwowało i szlagowało, śmiało się. Dyszało. Wydawało rozkazy i podnosiło głosy. Czajnik włączało, gwizdało i rury przytkało w łazience, stukało po framugach i na koniec myło okna i drzwi. Wreszcie ucichło. W uszach nastąpiła cisza.
Stanęłam przy drzwiach. Wypatrywałam, prawie nie oddychając. Bo jak cicho, to pewnie wyjdą. I wreszcie wyszli po niecałej godzinie.
Ona niesforny koczek na czubku głowy, on dyndający kucyk na karku. Chude i marne to takie. Pewnie na sałatkach żyją. A może te ryżowe plastry? Dziwo takie, ubrane jak nie ludzie. W coś, co się wlecze po ziemi, w coś, co się plącze między nogami, klin daleko od kroku, jakby się naciągnął, jakby nie zdążył do klopa. Ona zamyka drzwi, a on grzebie w telefonie. A potem szybko… fruuu po schodach jak ptaki. Uchyliłam swoje odrzwia tak tylko minimalnie, niby poprawiałam wycieraczkę – prawym okiem zerkałam na skaczących po dwa stopnie, po trzy naraz. Zamknęłam drzwi i zaparzyłam herbaty… o i imbryczek w różyczki od Hani też dostałam. Z francuskiej porcelany, wyszczerbiona pokryweczka troszeczkę. Wróciłam myślami do tamtych skaczących po schodach. Ot, młodość. Pamiętam, jak z Hanią chodziłyśmy biegać za garaże. A jakże biegałyśmy jak przepiórki.