za kulisami siebie...
każdy inny metafizyczny finisz
ktoś odcina na pasku życia bycie
a my odwrotni ulicznych latarń
zapalamy nas o świcie i gasimy zmierzchem
epizodyści jednej wiosny
w garniturach skrojonych na miarę czasu
w sukienkach czarnych długich i władczych
sufler zawiedziony będzie
nie zobaczy jedwabnego szlaku
gdy kurtyna odsłoni maski zaciszy się publiczność
światła znów rozgonią mrok
dym wspaniały dym
zakłębi się w obskurnym kabarecie
za stosowne usługi i należytą dyskrecję
zastygną się w tomacie rozpalone żądze
a w piersiach zakołacze serce jak schwytany ptak
zaduszający oddech w klatce
konferansjer wykrzywi twarz w przyklejonym uśmiechu i zapowie
ostatni akt